Jak nie dać się zwariować EKO modzie i nie popaść w skrajny KONSUMPCJONIZM
Pomysł na kolejny felieton przyszedł mi do głowy podczas przeprowadzki, której tak naprawdę wciąż nie skończyłam, głównie z powodu braku czasu i natłoku różnorakich, dużo ciekawszych zajęć ; ) . Przyznam, że przytłoczył mnie ogrom zgromadzonych rzeczy, których na co dzień tak naprawdę nie dostrzegam. Głównie w grę wchodzą ciuchy, książki i buty. Mimo, że ogólnie nie lubię zakupów, a przymierzania już absolutnie nie cierpię, to jednak jak każda kobieta cieszę się na widok niepowtarzalnych drobiazgów cieszących oko. Problem w tym, że gdyby nie było wyprzedaży, zastanawiałabym się pewnie kilka razy czy naprawdę potrzebuję kolejnego podkoszulka, no ale kiedy w grę wchodzi kilkanaście złotych lub kilka euro, proces od zastanawiania się do obecności w kolejce do kasy sklepowej, z kolejną bluzką pod pachą, ulega znacznemu skróceniu.
Wiele idei próbowało zawładnąć Światem, komunizm, faszyzm, religie, scjentologia, demokracja, ale wygrał konsumpcjonizm. Codziennie jesteśmy bombardowani trzema tysiącami reklam. Wmawiają nam, że będziemy szczęśliwsi i piękniejsi jeśli kupimy ich produkty, rozpalając w nas rządze ich posiadania. Najwcześniej pod wpływem reklamy znaleźli się Amerykanie. Dziś przeciętny Amerykanin zużywa 2 razy więcej energii niż Europejczyk, 9 razy więcej niż Chińczyk, 15 razy więcej niż mieszkaniec Indii, 50 razy więcej niż mieszkaniec Afryki.[1] Gdyby wszyscy konsumowali tyle co Europejczycy i Japończycy, potrzebowalibyśmy dodatkowych dwóch planet Ziemia. Gdyby dorównali Amerykanom, Australijczykom i Kanadyjczykom, potrzebne byłyby dodatkowe cztery planety. Natomiast jeżeli do 2040 roku, kiedy będzie nas 9 miliardów, będziemy konsumować w tym tempie, potrzebne będzie dodatkowe 6 planet Ziemia, aby udźwignąć ciężar konsumpcjonizmu. Celem kapitalizmu jest nieustanny wzrost, jednak celu tego nie da się osiągnąć na planecie o ograniczonych zasobach. Obecny system gospodarczy jest zabójczy zarówno dla planety jak i dla jej mieszkańców. Po czterech stuleciach kapitalizmu, 1% ludzkości zagarnął dla siebie 40 % bogactwa, dla najuboższej połowy zostawiając 1%. Gospodarka się rozwija, kiedy biznes się kręci ludzie mają więcej pieniędzy i pojawia się konsumpcjonizm. Pod osłoną cichego porozumienia, ignorujemy zmiany klimatyczne. Jednak kiedy jedyną miarą wartości staje się bogactwo (materialne), logiczną konsekwencją jest niszczenie planety.
Rozsądnie byłoby znaleźć złoty środek pomiędzy powrotem do epoki kamienia łupanego, a dalszą eksplozją wszechobecnej, nieograniczonej konsumpcji. Mówi się o tym, że jakość naszego życia się podnosi, że się ono znacznie wydłużyło. Ale czy tak jest naprawdę?
Zamiast spożywać normalne pokarmy, większość konsumentów, nie świadoma nowych wysokowydajnych metod produkcji żywności, pożera chłam nafaszerowany substancjami chemicznymi, toksycznymi dla człowieka i środowiska. Analizując informację o wydłużonej długości naszego życia, musimy wziąć pod uwagę epidemie chorób cywilizacyjnych i to że przy życiu jesteśmy podtrzymywani farmakologicznie, a ciała są tak pełne chemii, że nawet się nie rozkładają. Wątpliwym jest to aby nasze życie się polepszało. Rozwój technologii i produkcja masowa gnają na przód my jednak, w mojej opinii jako ludzie cofamy się. Przestajemy myśleć samodzielnie, czytać książki, które rozwijają wyobraźnie. Stajemy się niewolnikami wirtualnego świata i nowinek technologicznych, bez których ludzie często nie potrafią funkcjonować, jak np. GPS – ile osób potrafi dotrzeć do celu wykorzystując jedynie zmysł orientacji, intuicje i mowę ?
Społeczeństwo nie mogłoby oczywiście funkcjonować bez pewnego poziomu konsumpcji. Jednak konsumpcjonizm umiejscawia się w samym środku gospodarki i wszystko jest przedstawiane tak aby przekonać nas, żebyśmy konsumowali jeszcze więcej. Reklamy, bilbordy, gazety, magazyny, telewizja – dzień za dniem bombardują Nas przesłankami reklamowymi. Może wydawać nam się, że każda z tych firm sprzedaje nam inny produkt, inne marki, inny „life style”, ale w tym samym czasie sprzedają nam jedna wielką idee, mówiąca o tym że im więcej konsumujemy tym lepsze stanie się nasze życie. Konsumpcjonizm niespostrzeżenie stał się podstawowym sposobem spędzania wolnego czasu, ideologią, której dajemy się uwieść ale bardzo ulotną, przez którą stajemy się generacją zakupoholików. Średni poziom konsumpcji pomnożony przez blisko siedem miliardów ludzi równać się może katastrofie.
Dobrze, przejdźmy teraz do EKO, najmodniejsze słowo pojawiające się dosłownie wszędzie – czekam jeszcze na EKO wulkanizację – to by było naprawdę innowacyjne. Prekursorem modnego aktualnie słowa EKO, było SPA, które dodawane do każdej nazwy – nowo pojawiającej się na rynku firmy czy też produktu, tak naprawdę nie wiele miało wspólnego z pierwotną ideą sanus per aquam – czyli zdrowie przez wodę. Dlatego ważne jest żeby odróżniać produkty czy też usługi naprawdę ekologiczne czy też BIO, od tych które EKO są tylko z nazwy. Niestety wszystko zależy od etyki producenta i tego czy naprawdę przywiązuje wagę do komponentów, z których wytwarza swoje dobra. Trzeba umieć odróżnić produkty naturalne od EKO – marketingowych wyrobów przemysłowych. Konsumentowi nie sprzyjają również przepisy, ani to że większość z Nas zjada czy też użytkuje nazwy produktów, nie zastanawiając się tak naprawdę nad ich składem. Większość haseł występujących na opakowaniach podlega restrykcyjnym prawom, co nie oznacza jednak że wszyscy producenci piszą „świętą” prawdę. Zawsze znajdzie się furtka, żeby „pokolorować” etykietę. Do najbardziej podstępnych haseł, które nie mają określonych norm należą: czyste, naturalne, wzbogacane, wędzone, zrobione z, nie zawiera tłuszczu. Większość oznaczeń EKO, ma na uwadze to, że dany produkt nie powoduje negatywnych skutków dla środowiska naturalnego, ale czy EKO normy biorą pod uwagę człowieka jako nieodłączny element środowiska?
Oszukiwać możemy kogoś, Siebie samego, ale nie oszukamy naszych komórek – wystarczą śladowe ilości szkodliwych substancji, żeby organizm zareagował. Wszechwiedzący powiedzą : „wrażliwy jesteś lub masz niską odporność”. A tu uwaga ! to nie prawda, dopóki organizm reaguje na szkodliwe substancje, dopóty możemy mieć nadzieję, że nie jest z nami tak źle. Natomiast kiedy jesteśmy totalnie zatruci chemią z pożywienia, leków, kosmetyków, detergentów, środowiska itd. dopiero wtedy przestajemy reagować na kolejne dawki toksycznych substancji, bo organizm jest w stanie bronić się do czasu. Wyobraźmy sobie ring bokserski – zawodnik nr 1 to my, zawodnik nr 2 to przetworzony masowo chłam – ciosy można przyjmować proporcjonalnie do swojej kondycji, natarczywości i skumulowanej siły przeciwnika. W zależności od tego jak bardzo pochłonął nas konsumpcjonizm i „dobrodziejstwa” cywilizowanego życia i od tego w jakim środowisku żyjemy, albo jeszcze długo utrzymamy się na ringu lub po prostu polegniemy na łopatki.
Ludzie kierujący się w życiu jedynie takimi celami jak materialne bogactwo, pieniądze, posiadanie, odczuwają szczęście w o wiele mniejszym stopniu niż osoby, które kierują się dobrymi relacjami z innymi, zadowoleniem z pracy i prawdziwą jakością życia.[2] Ponieważ nie możemy zupełnie odejść od obecnego sposobu życia, rozwiązaniem jest sprawić aby konsumpcjonizm pracował lepiej dla nas, dla innych ludzi i dla planety – można go ukierunkować na nowo i właśnie to zjawisko ma miejsce. Możemy sprawić aby nasz obecne życie było bardziej znaczące, konsumować w sposób bardziej odpowiedzialny. Istnieją już technologie oraz wiedza, która pozwala na to aby nasza konsumpcja stała się bardziej przyjazna dla środowiska, jednak problemem pozostaje to, by przekonać ludzi aby z niej korzystali. Powstają projekty, które mają an celu pokazać że np. ekologiczna konstrukcja budynków może reprezentować dobrą jakość życia ale również być opłacalna.
Mgr Agnieszka Pająk freelancer, członek Slow Food® International
Komentarze